Do domu weszła, również dziewczyna o bujnych lokach, uśmiechnięta od ucha do ucha. Podeszła do nas, przedstawiając się:
- Hej! Jestem Danielle.
Ja i Zayn też się przedstawiliśmy.
- To jak? Idziemy na miasto? - spytała Perrie.
- Taak! - krzyknęłam z Eleanor i Danielle.
- Co?! - spojrzeli na nas chłopaki. - A co z nami?!
- Nie wiem. Może... nie wiem. Wymyślcie sobie coś. - powiedziałam i z dziewczynami odeszłyśmy od nich. Nasz cel... galeria handlowa. Chodziłyśmy 3 godziny po sklepach. W końcu usiadłyśmy w kafejce. Zamówiłyśmy po kawie i ciastku.
- Mm... jak myślisz, czemu był ten pożar? - spytała El z pełną buzią, co mnie lekko rozśmieszyło.
- Nie mam bladego pojęcia. - powiedziałam, naśladując ją.
Po konsumpcji zostawiłyśmy torby z zakupami u Perrie. Zadzwoniłam do Zayna.
- Gdzie jesteście? - spytałam.
- Park, a ja w ciemnej uliczce.
- Co?!
- Ciemna uliczka? Towar? - zaśmiał się.
- Aaa! No okey, to my idziemy do parku. - powiedziałam i rozłączyłam się.
Wyszłyśmy z kamienicy, w której mieszkała blondynka i udałyśmy się do parku.
Podczas drogi zauważyłam, że ktoś nas śledzi. Tak, to są ci, którzy szli za mną i Zaynem! Na szczęście dołączyłyśmy do reszty. Louis podał mi paczkę z papierosami. Wzięłam jednego. Usiadłam na ławce, zaciągając się z uczuciem. Zauważyłam, że Louis na mnie patrzy. Zdezorientowana spytałam:
- Louis? Czy mam coś na twarzy, że tak na mnie patrzysz?
- Yyy! Taak?! Oczy, nos, usta! - zaśmiał się głośno, a reszta poszli w jego ślady.
Nagle to ja się zapatrzyłam, ale w kompletnie inny punkt.
- Co? - spytał Lou.
- Odwróć się.
Co było powodem mojego zdziwienia? Harry z Eleanor wymieniający się śliną. Eleanor przecież zawsze udawała niedostępną dla niego. No... przynajmniej są szczęśliwi. Chyba. Za dużo myślę. Savannah! Ogarnij się. Rozejrzałam się po okolicy. Kilka gołębi, ludzie spacerujący po parku, dwójka ludzi naprzeciwległej ławce... zaraz! To oni! To ta dwójka ludzi, którzy nas śledzili. Okey... może mam jakieś paranoje, urojenia... tak, to wszystko przez drugi, ale to nie znaczy, że wariuję, co nie? Nie jest tak, skądże... dlaczego mówię do siebie? Dlaczego ja mówię do siebie?! Savannah! Ogarnij dupsko!
- Ej, a może pójdę po kawę? Starbucks niedaleko. - powiedziałam, żeby zająć sobie myśli czymś.
- Pójdę z tobą. - powiedział Lou.
Odeszliśmy od grupy.
- Savannah. - zaczął Lou.
- Tak?
- Nasrał ci na głowę ptak. - zaśmiał się, a ja z nim.
- Walisz rymy jak z maszyny. - oznajmiłam ze śmiechem.
- Bo jestem super gość. Mam fajeczek stos! Piwo sobie piję, chilloucik ziomuś, mam jeszcze trawę, marysia, chcesz może się przejechać? - "zarapował."
- Hahahahahahahaha coś ci teraz te rymy nie pykły. Poza tym słabo rapujesz. - oceniłam go.
- Ah tak! Może sugerujesz, że jesteś lepsza? - powiedział z udawanym oburzeniem.
- Hahahahahaha, no oczywiście! Od ciebie? Zawsze i wszędzie. - parsknęłam, chociaż i ja i on dobrze wiedzieliśmy, że nie umiem rapować. Szliśmy i co chwilę wybuchaliśmy śmiechem. Ja i Louis jesteśmy jak zgrany zespół. Tyle, że nas nie da się rozłączyć. Przez ten śmiech nie zorientowaliśmy się, kiedy doszliśmy do kawiarni, gdzie zamówiliśmy 9 kaw. Wychodząc, zobaczyliśmy jak słońce przedziera się przez chmury. Ah... i pomyśleć, że już niedługo wiosna. Jutro już 1 marca. Może zacznie się ocieplać. Nagle poczułam jak ktoś mnie lekko złapał za rękaw kurtki. Odwróciłam się i zobaczyłam tych ludzi. Patrzyli na mnie, ja na nich. Tak przez dłuższą chwilę.
- Czy chcieli państwo coś ode mnie? - spytałam, by wyjaśnić to.
- Eee... Ymm... - jąkała się kobieta. Szatynka o piwnych oczach i ciemnej karnacji.
- Skoro nie mają mi państwo nic do powiedzenia to... - przerwali.
- My...
__________________________________________________
Tak! W końcu udało mi się nabazgrać rozdział. Uwielbiam
przerywać w takich momentach <3. Tak jestem wredna. ;D
Ale tak szczerze? To nie jestem zadowolona z tego rozdziału. :(
Spierdoliłam to, lecz odzyskałam wenę twórczą i za niedługo
pojawi się następny rozdział. :D Mam nadzieję, że nie jesteście
źli na mnie z powodu takiej długiej nieobecności. :)
piątek, 22 marca 2013
piątek, 15 lutego 2013
3.
Koło 4:00 obudził mnie duszący w gardle dym. Otworzyłam delikatnie... zaraz, zaraz! DYM?! Obudziłam wszystkich śpiących na sofie.
- Uciekajcie na tyły domu! Doniya! Zadzwoń po straż. - rozkazałam dziewczynom i Zayn'owi.
- Savannah? - zaczęła Waliyha.
- Tak?
- A uratujesz mojego chomika? Jest na górze. - powiedziała ze łzami w oczach dziewczynka.
- Pewnie. Leć już. - odpowiedziałam i szybko pobiegłam na górę, a za mną Zayn.
- Zayn?! Idź z siostrami. Dam sobie radę. - powiedziałam, dusząc się od dymu.
- Nie zostawię cię samej. - powiedział stanowczo.
Weszłam do pokoju Li (Waliyha). Wzięłam klatkę ze zwierzątkiem i wraz z Zaynem mieliśmy już schodzić na dół, kiedy płomienie dzieliły od nas 10 cm. Krztusiliśmy się dymem. Wróciliśmy do pokoju siostry mulata. Wychyliłam się przez okno i krzyknęłam:
- Dziewczyny! Przenieście tą trampolinę pod okno.
Tak, to było trochę ryzykowne, ale wolę już coś złamać, niż spłonąć. W tym czasie znalazłam jakąś linę, przewiązałam ją poprzez kratę klatki i spuściłam zwierzaka na dół, po czym skoczyłam. Odbiłam się od powierzchni i wylądowałam na dwóch nogach na ziemi jak prawdziwa cheerleaderka. Tak, lubię się chwalić, ale nie czas na to. Po mnie skoczył Malik. Na szczęście jemu też nic się nie stało. Usłyszeliśmy dźwięk syren straży pożarnej. Odetchnęliśmy z ulgą. Potem przyjechała policja. Policjant zaczął nas wypytywać jak to się stało. Najpierw była idea, żeby zadzwonić po ojca Malika, jednakże ze względu na jego zawód zrezygnowaliśmy. I wtedy przypomnieli mi się ta dwójka, która nas śledziła. Powiedziałam policjantowi o moich przypuszczeniach. Potem podałam im moje imię i nazwisko i mój numer telefonu. Kiedy wszystko ucichło, poszłam zobaczyć jakie zniszczenia wyrządził pożar. Przeszłam na przód parceli i zobaczyłam przerażający widok. Parter, gdzie znajdowała się kuchnia, salon, były całkowicie zniszczone przez ogień. Wyżej ucierpiały tylko schody, na całe szczęście. Ryzykując załamaniem schodów powoli weszłam na pierwszy stopień. Nic. Drugi, trzeci, czwarty... i byłam już na górze. Krzyknęłam do przyjaciół, żeby ktoś zadzwonił po tatę Zayna, a ja w tym czasie wszystkich spakuję. Skorzystałam z okazji i odświeżyłam się i przebrałam.
Wyszłam z łazienki, gdzie poszłam najpierw do pokoju Safy. Wyjęłam walizkę z szafy i zapakowałam jej wszystkie rzeczy. Po jej spakowaniu wystawiłam bagaż na korytarz i poszłam do Waliyhy, Doniyi, aż w końcu do mnie i Zayna i powtórzyłam czynność.
- Doniya! - krzyknęłam.
- Taak? - dziewczyna zjawiła się w drzwiach wejściowych.
- Jak wolisz? Rzucanie na poduszki i materac czy ryzykowne wchodzenie po schodach, ewentualnie rzucanie na glebę?
- Emm... a spakowałaś Chan...
- Tak. - uprzedziłam ją.
- A te drugie?
- Taak! Wszystko jest.
- To ja idę po poduszki i materac. - w końcu się zdecydowała.
Pozrzucałam wszystkie bagaże, a ja sama ostrożnie zeszłam ze schodów.
- Zayn. Dzwoniłeś do taty? - spytałam.
- Tak. Mamy jechać pod ten adres. - powiedział i pokazał SMS-a z adresem.
- No to na co czekamy? Jedziemy. - powiedziała Doniya.
Zapakowaliśmy się do auta i ruszyliśmy pod wskazany adres. Daleko nie było. Dosłownie 3-5 minut drogi samochodem, na pieszo około 10 minut. Stanęliśmy przed pięknym domem znajdującym się na wzgórzu, dosyć wysokim wzgórzu, skąd rozpościerała się plaża i morze.
- Tu jest pięknie! - zachwyciłam się.
- Podoba wam się? - nie wiadomo skąd zjawił się ojciec Malika.
- No pewnie. - powiedzieliśmy chórem.
- To chodźcie zajmijcie swoje pokoje. - powiedział uśmiechnięty mężczyzna.
Podekscytowani wbiegliśmy do domu. To wszystko było takie piękne! Potykaliśmy się o siebie byle zająć sobie jak najlepszy pokój.
- Hej! Doniya! Coś ci z walizki wycieka! - krzyknęłam i wyprzedziłam dziewczynę, a ona zaczęła oglądać walizkę.
- Ej! - krzyknęła.
Wbiegłam do pokoju:
- Zaaaayn! Popatrz! - krzyknęłam.
- Co... o kurwa! - zachwycił się. (xD)
- I pomyśleć, że będziemy tu mieszkać! Ja pierdole! A jakie mięciutkie łóżko! - wychwalałam wnętrze siadając na łóżku. Mulat przewrócił mnie do pozycji leżącej.
- Mm... i sex będzie się zajebiście uprawiało. - uśmiechnął się uwodzicielsko.
- A ty tylko o jednym. - wywróciłam oczami i zrzuciłam go ze mnie.
Zauważyłam kolejne drzwi. Pobiegłam i ujrzałam łazienkę z garderobą:
- O ja pierdole! W końcu będzie porządek w moich ciuchach! - wykrzyczałam.
Zeszliśmy na dół, gdzie siostry mulata rozmawiały z tatą. Zaciekawiona spytałam:
- A tak w ogóle to po co się przeprowadziliśmy?
- Po tym co powiedział mi Zayn, raczej bezpiecznie by nie było dalej mieszkać w tym domu. Teraz się udało, następnym razem może się nie udać. Lepiej nie ryzykować. - wyjaśnił mi.
- Skąd wziąłeś na to pieniądze? - padło kolejne pytanie od Zayna.
- Kupiłem ten dom 2 lata temu, tak, na wszelki wypadek. A pieniądze zawsze były.
Sprawa się wyjaśniła, więc wszyscy już nie mieli zastrzeżeń. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 9:00. Ojca Zayna oczywiście już nie było. Zaprosiliśmy resztę i wysłaliśmy im nowy adres i po 10-15 minutach byli u nas, jednak ktoś nas zaskoczył swoją obecnością...
________________________________________
Trochę nudny ten rozdział. W weekend możliwe,
że dodam nowy rozdział, jednakże plany
w moim kalendarzu mogą ulec zmianie. ;)
Trzymajcie się ciepło. :D
- Uciekajcie na tyły domu! Doniya! Zadzwoń po straż. - rozkazałam dziewczynom i Zayn'owi.
- Savannah? - zaczęła Waliyha.
- Tak?
- A uratujesz mojego chomika? Jest na górze. - powiedziała ze łzami w oczach dziewczynka.
- Pewnie. Leć już. - odpowiedziałam i szybko pobiegłam na górę, a za mną Zayn.
- Zayn?! Idź z siostrami. Dam sobie radę. - powiedziałam, dusząc się od dymu.
- Nie zostawię cię samej. - powiedział stanowczo.
Weszłam do pokoju Li (Waliyha). Wzięłam klatkę ze zwierzątkiem i wraz z Zaynem mieliśmy już schodzić na dół, kiedy płomienie dzieliły od nas 10 cm. Krztusiliśmy się dymem. Wróciliśmy do pokoju siostry mulata. Wychyliłam się przez okno i krzyknęłam:
- Dziewczyny! Przenieście tą trampolinę pod okno.
Tak, to było trochę ryzykowne, ale wolę już coś złamać, niż spłonąć. W tym czasie znalazłam jakąś linę, przewiązałam ją poprzez kratę klatki i spuściłam zwierzaka na dół, po czym skoczyłam. Odbiłam się od powierzchni i wylądowałam na dwóch nogach na ziemi jak prawdziwa cheerleaderka. Tak, lubię się chwalić, ale nie czas na to. Po mnie skoczył Malik. Na szczęście jemu też nic się nie stało. Usłyszeliśmy dźwięk syren straży pożarnej. Odetchnęliśmy z ulgą. Potem przyjechała policja. Policjant zaczął nas wypytywać jak to się stało. Najpierw była idea, żeby zadzwonić po ojca Malika, jednakże ze względu na jego zawód zrezygnowaliśmy. I wtedy przypomnieli mi się ta dwójka, która nas śledziła. Powiedziałam policjantowi o moich przypuszczeniach. Potem podałam im moje imię i nazwisko i mój numer telefonu. Kiedy wszystko ucichło, poszłam zobaczyć jakie zniszczenia wyrządził pożar. Przeszłam na przód parceli i zobaczyłam przerażający widok. Parter, gdzie znajdowała się kuchnia, salon, były całkowicie zniszczone przez ogień. Wyżej ucierpiały tylko schody, na całe szczęście. Ryzykując załamaniem schodów powoli weszłam na pierwszy stopień. Nic. Drugi, trzeci, czwarty... i byłam już na górze. Krzyknęłam do przyjaciół, żeby ktoś zadzwonił po tatę Zayna, a ja w tym czasie wszystkich spakuję. Skorzystałam z okazji i odświeżyłam się i przebrałam.
Wyszłam z łazienki, gdzie poszłam najpierw do pokoju Safy. Wyjęłam walizkę z szafy i zapakowałam jej wszystkie rzeczy. Po jej spakowaniu wystawiłam bagaż na korytarz i poszłam do Waliyhy, Doniyi, aż w końcu do mnie i Zayna i powtórzyłam czynność.
- Doniya! - krzyknęłam.
- Taak? - dziewczyna zjawiła się w drzwiach wejściowych.
- Jak wolisz? Rzucanie na poduszki i materac czy ryzykowne wchodzenie po schodach, ewentualnie rzucanie na glebę?
- Emm... a spakowałaś Chan...
- Tak. - uprzedziłam ją.
- A te drugie?
- Taak! Wszystko jest.
- To ja idę po poduszki i materac. - w końcu się zdecydowała.
Pozrzucałam wszystkie bagaże, a ja sama ostrożnie zeszłam ze schodów.
- Zayn. Dzwoniłeś do taty? - spytałam.
- Tak. Mamy jechać pod ten adres. - powiedział i pokazał SMS-a z adresem.
- No to na co czekamy? Jedziemy. - powiedziała Doniya.
Zapakowaliśmy się do auta i ruszyliśmy pod wskazany adres. Daleko nie było. Dosłownie 3-5 minut drogi samochodem, na pieszo około 10 minut. Stanęliśmy przed pięknym domem znajdującym się na wzgórzu, dosyć wysokim wzgórzu, skąd rozpościerała się plaża i morze.
- Tu jest pięknie! - zachwyciłam się.
- Podoba wam się? - nie wiadomo skąd zjawił się ojciec Malika.
- No pewnie. - powiedzieliśmy chórem.
- To chodźcie zajmijcie swoje pokoje. - powiedział uśmiechnięty mężczyzna.
Podekscytowani wbiegliśmy do domu. To wszystko było takie piękne! Potykaliśmy się o siebie byle zająć sobie jak najlepszy pokój.
- Hej! Doniya! Coś ci z walizki wycieka! - krzyknęłam i wyprzedziłam dziewczynę, a ona zaczęła oglądać walizkę.
- Ej! - krzyknęła.
Wbiegłam do pokoju:
- Zaaaayn! Popatrz! - krzyknęłam.
- Co... o kurwa! - zachwycił się. (xD)
- I pomyśleć, że będziemy tu mieszkać! Ja pierdole! A jakie mięciutkie łóżko! - wychwalałam wnętrze siadając na łóżku. Mulat przewrócił mnie do pozycji leżącej.
- Mm... i sex będzie się zajebiście uprawiało. - uśmiechnął się uwodzicielsko.
- A ty tylko o jednym. - wywróciłam oczami i zrzuciłam go ze mnie.
Zauważyłam kolejne drzwi. Pobiegłam i ujrzałam łazienkę z garderobą:
- O ja pierdole! W końcu będzie porządek w moich ciuchach! - wykrzyczałam.
Zeszliśmy na dół, gdzie siostry mulata rozmawiały z tatą. Zaciekawiona spytałam:
- A tak w ogóle to po co się przeprowadziliśmy?
- Po tym co powiedział mi Zayn, raczej bezpiecznie by nie było dalej mieszkać w tym domu. Teraz się udało, następnym razem może się nie udać. Lepiej nie ryzykować. - wyjaśnił mi.
- Skąd wziąłeś na to pieniądze? - padło kolejne pytanie od Zayna.
- Kupiłem ten dom 2 lata temu, tak, na wszelki wypadek. A pieniądze zawsze były.
Sprawa się wyjaśniła, więc wszyscy już nie mieli zastrzeżeń. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 9:00. Ojca Zayna oczywiście już nie było. Zaprosiliśmy resztę i wysłaliśmy im nowy adres i po 10-15 minutach byli u nas, jednak ktoś nas zaskoczył swoją obecnością...
________________________________________
Trochę nudny ten rozdział. W weekend możliwe,
że dodam nowy rozdział, jednakże plany
w moim kalendarzu mogą ulec zmianie. ;)
Trzymajcie się ciepło. :D
czwartek, 14 lutego 2013
2.
Weszliśmy do środka, gdzie od razu porwaliśmy się do drinków. Jeden, drugi, trzeci, czwarty... Podeszłam do Zayna, który od kilku godzin miał marihuanę. Porwał mnie na parkiet. Grzecznie zapytałam, czy da mi tą torebeczkę. Nie byłam zadowolona z odpowiedzi. Postanowiłam wziąć ją mimowolnie. Tańczyliśmy, ocierając się o siebie. Jak ninja wyjęłam torebeczkę z jego kieszeni i szybko uciekłam, a za mną reszta, również Zayn. Wyszliśmy na tyły klubu, gdzie zrobiliśmy skręty z marihuaną. Zaciągnęłam się, rozkoszując się przy tym. Wróciliśmy do pomieszczenia, gdzie zamówiliśmy kolejne drinki. Dziki, pijany taniec z Perrie i Eleanor + schlani chłopcy = zabawa. Kurde, co za połączenie. To prawie matematyka. Zbliżała się 2:00. Wyszliśmy przed klub. Skierowaliśmy się w stronę hotelu. Udało nam się jakoś dotrzeć bez zbędnych problemów. Zameldowaliśmy się i wjechaliśmy windą na odpowiednie piętro. W windzie oczywiście Perrie odbijało:
- Co to za szatańskie urządzenie?! - krzyczała. - Czemu to się rusza?! - odwróciła się. - Aaaaaaaaa!!! Czemu widzę siebie?!
Na całe szczęście wyszliśmy z małego pomieszczenia, jak to nazwała Pezz i skierowaliśmy się do pokoi. Na wejściu od razu Zayn zaczął całować mnie po szyi. Błądził rękoma po moim ciele.
- Nie! - odsunęłam go od siebie i weszłam do łazienki. Zmyłam mój makijaż z twarzy i wyszłam z pomieszczenia. Zobaczyłam, że Zayna nie ma w pokoju. Wyszłam na korytarz. Co zobaczyłam rozśmieszyło mnie bardzo.
- Zayn. Zayn. Zaayn! - krzyknęłam do niego, a on jak głupi nadal gadał do obrazu. Nagrałam to.
- Ale z ciebie laska! Jak masz na imię kochanie? Czemu nie odpowiadasz?! Weź! Najpierw do mnie puszczasz oczka, a potem mnie ignorujesz! Weź spierdalaj kurwo! - cisnął pięściami po obrazie.
Podbiegłam do niego i siłą zaprowadziłam do pokoju.
- Ooo! Witaj! Jak masz na imię? - zaczął gadać do drzwi.
- Idioto! To są drzwi! - powiedziałam.
- Oo! Witaj słodka! - zwrócił się do mnie. - Jak się nazywasz?
- Krwawa Mary. Do łóżka, bo cię wciągnę do lustra! - wywróciłam teatralnie oczami.
Ten krzyknął tylko i szybko wskoczył do łóżka jak małe dziecko.
- A... teraz co mam zrobić? - powiedział.
- Iść spać?! - zrobiłam wielkie oczy.
- Ale ja nie chcę!
- Buu! - krzyknęłam, a chłopak przykrył się kołdrą po głowę i chwilę potem słodko spał.
Odkryłam jego głowę i położyłam się i wtulona w niego zasnęłam.
Nazajutrz obudziły mnie promienie słoneczne, przedzierające się przez okna. Leniwie otworzyłam oczy. O dziwo! Nie mam kaca! Widocznie nie wypiłam za dużo poprzedniego wieczora, bo pamiętam wszystko co się działo! To jest dziwne! Savannah Monroe nie ma kaca! Nie ważne. Wstałam z łóżka i dopiero teraz zorientowałam się, że nie ma w pokoju Malika. Najpierw poszłam do pokoju dziewczyn. Oczywiście wszyscy już tam byli i śmiali się w najlepsze oprócz mnie!
- Dzięki za zaproszenie! - powiedziałam, udając obrażoną.
- Za słodko spałaś, żeby cię budzić. - powiedział Zayn przytulając mnie od tyłu.
- Aww... jesteś słodki. - powiedziałam odwracając się do niego.
- Czyli... dostanę buziaka? - spytał z nadzieją.
- Emm... nie. - zaśmiałam się i wyplotłam się z jego objęć. Usiadłam, między dziewczynami.
- A tak w ogóle... to kiedy mamy zamiar wrócić? - spytała Pezz.
- Zaraz wracamy. - powiedział Niall.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu.
- Ej! A gdzie jest Liam? - spytałam zdezorientowana, po czym otworzyły się drzwi i zobaczyliśmy w nich Liama.
- Gdzie byłeś?! Nawet nie wiesz jak my się martwiliśmy! - krzyknął Harry.
- Chillout. Harry. Bez nerwów. Żyję, to chyba najważniejsze.
Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Zamknijcie się albo...
- Tak wiemy! Wyruchasz nas w nocy! - krzyknęliśmy kończąc zdanie.
- No właśnie. - powiedział stanowczo.
Ze śmiechem opuściliśmy hotel. Wsiedliśmy w taksówkę, która zawiozła nas do portu. Kolejny rejs "na gapę" i byliśmy w Brooklynie. Pogoda była świetna, jak na luty. Umówiliśmy się na plaży o 12:00. Rozeszliśmy się do domów. Wzięłam szybki prysznic i poszłam się przebrać. Założyłam jasne jeansy i białą bokserkę, a na to jeansową koszulę.
Oczywiście po mnie wszedł pan "idealne włosy".
- Zaaaayn!!! Rusz te dupsko! - krzyknęłam.
Otworzył drzwi od łazienki i pokazując na włosy powiedział:
- Taka... fryzura nie zrobi się sama.
- W wodzie twoje włosy będą wyglądały jak wstajesz rano. No chodź. - wywróciłam oczami i pociągnęłam go na dół.
Równo o 12:00 byliśmy na miejscu. Zaczęliśmy spacerować po plaży. Chłopcy byli troszeczkę w tyle.
- Tak dziewczyny! Genialnie! - krzyczał Harry z aparatem w ręku.
- Harry? - zaczęłam.
- Tak?
- Co ty robisz?
- Kanapkę kurwa! Odkryłem swoją pasję. To fotografia. A teraz już mi się ustawiać na sesję.
Jak powiedział, tak zrobiłyśmy. Potem dołączyli do nas pozostali. Wymienialiśmy się aparatem, by każdy był chociaż na jednym zdjęciu. Kiedy wróciliśmy na ręczniki, moją uwagę przykuła para dorosłych ludzi, którzy nie spuszczali z nas oczu. Potrząsnęłam głową.
- Savannah! No chodź! - powiedziała Eleanor i wyciągnęła do mnie rękę. Złapałam ją za dłoń i stanęłyśmy we trzy.
- A w ogóle, co robimy? - spytałam zdezorientowana.
- Wrzucamy chłopaków do wody.
- A... okey! Z wielką chęcią! - zaśmiałam się.
Podbiegłyśmy do chłopców i każdego po kolei wepchnęłyśmy do wody, a my oczywiście za nimi. Śmiechów i zabaw nie było końca. Zabraliśmy swoje mokre, zimne dupska koło 17:00. Pożegnaliśmy się i rozeszliśmy się do domów. Czułam, że ktoś za nami idzie. Odwróciłam się i zobaczyłam tą dwójkę, która się tak przyglądała na plaży.
- Zayn. Możemy przyspieszyć? - spytałam prawie, że szepcząc.
- Tak, ale czemu?
- Obejrzyj się za siebie.
- Dwójka ludzi. No co?
- Wydają mi się podejrzani. Proszę, przyspieszmy.
Zniknęliśmy im za zakrętem i zaczęliśmy biec. Dotarliśmy do domu, gdzie zastaliśmy ojca Zayna i jego siostry. Wow! Nareszcie.
- Cześć dzieci. - powiedział, jakbyśmy mieli 11 lat.
- Witamy! Co się stało, że jesteś w domu? - powiedział Zayn.
Zaśmiał się tylko.
- Siadajcie. Kolacja zaraz.
Aż się otworzyłam buzię ze zadziwienia. Pan Malik... ojciec Zayna przygotował kolację i na dodatek zje ją z nami.
- To zaszczyt, że w końcu zjemy z tobą. - zaśmiałam się, a wszyscy poszli w moje ślady. Z tatą Zayna byłam na "ty". Odkąd pamiętam miałam z tym człowiekiem dobre kontakty.
Zasiedliśmy do stołu w radosnym gronie opowiadając jak minął każdemu dzień.
Nie zdziwiłam się, kiedy starszy Malik wyszedł zaraz po kolacji. Wraz z Doniyą posprzątałyśmy po kolacji, po czym wszyscy zasiedliśmy przed telewizorem oglądając filmy. Nie zorientowaliśmy się nawet, kiedy wszyscy pospaliśmy na kanapie...
_________________________________________________
Jak wam mijają Walentynki? Szczerze? Nienawidzę tego
święta. -,-" W każdym bądź razie jest rozdział 2 i postaram się
jutro coś dodać. ;)
- Co to za szatańskie urządzenie?! - krzyczała. - Czemu to się rusza?! - odwróciła się. - Aaaaaaaaa!!! Czemu widzę siebie?!
Na całe szczęście wyszliśmy z małego pomieszczenia, jak to nazwała Pezz i skierowaliśmy się do pokoi. Na wejściu od razu Zayn zaczął całować mnie po szyi. Błądził rękoma po moim ciele.
- Nie! - odsunęłam go od siebie i weszłam do łazienki. Zmyłam mój makijaż z twarzy i wyszłam z pomieszczenia. Zobaczyłam, że Zayna nie ma w pokoju. Wyszłam na korytarz. Co zobaczyłam rozśmieszyło mnie bardzo.
- Zayn. Zayn. Zaayn! - krzyknęłam do niego, a on jak głupi nadal gadał do obrazu. Nagrałam to.
- Ale z ciebie laska! Jak masz na imię kochanie? Czemu nie odpowiadasz?! Weź! Najpierw do mnie puszczasz oczka, a potem mnie ignorujesz! Weź spierdalaj kurwo! - cisnął pięściami po obrazie.
Podbiegłam do niego i siłą zaprowadziłam do pokoju.
- Ooo! Witaj! Jak masz na imię? - zaczął gadać do drzwi.
- Idioto! To są drzwi! - powiedziałam.
- Oo! Witaj słodka! - zwrócił się do mnie. - Jak się nazywasz?
- Krwawa Mary. Do łóżka, bo cię wciągnę do lustra! - wywróciłam teatralnie oczami.
Ten krzyknął tylko i szybko wskoczył do łóżka jak małe dziecko.
- A... teraz co mam zrobić? - powiedział.
- Iść spać?! - zrobiłam wielkie oczy.
- Ale ja nie chcę!
- Buu! - krzyknęłam, a chłopak przykrył się kołdrą po głowę i chwilę potem słodko spał.
Odkryłam jego głowę i położyłam się i wtulona w niego zasnęłam.
**
Nazajutrz obudziły mnie promienie słoneczne, przedzierające się przez okna. Leniwie otworzyłam oczy. O dziwo! Nie mam kaca! Widocznie nie wypiłam za dużo poprzedniego wieczora, bo pamiętam wszystko co się działo! To jest dziwne! Savannah Monroe nie ma kaca! Nie ważne. Wstałam z łóżka i dopiero teraz zorientowałam się, że nie ma w pokoju Malika. Najpierw poszłam do pokoju dziewczyn. Oczywiście wszyscy już tam byli i śmiali się w najlepsze oprócz mnie!
- Dzięki za zaproszenie! - powiedziałam, udając obrażoną.
- Za słodko spałaś, żeby cię budzić. - powiedział Zayn przytulając mnie od tyłu.
- Aww... jesteś słodki. - powiedziałam odwracając się do niego.
- Czyli... dostanę buziaka? - spytał z nadzieją.
- Emm... nie. - zaśmiałam się i wyplotłam się z jego objęć. Usiadłam, między dziewczynami.
- A tak w ogóle... to kiedy mamy zamiar wrócić? - spytała Pezz.
- Zaraz wracamy. - powiedział Niall.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu.
- Ej! A gdzie jest Liam? - spytałam zdezorientowana, po czym otworzyły się drzwi i zobaczyliśmy w nich Liama.
- Gdzie byłeś?! Nawet nie wiesz jak my się martwiliśmy! - krzyknął Harry.
- Chillout. Harry. Bez nerwów. Żyję, to chyba najważniejsze.
Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Zamknijcie się albo...
- Tak wiemy! Wyruchasz nas w nocy! - krzyknęliśmy kończąc zdanie.
- No właśnie. - powiedział stanowczo.
Ze śmiechem opuściliśmy hotel. Wsiedliśmy w taksówkę, która zawiozła nas do portu. Kolejny rejs "na gapę" i byliśmy w Brooklynie. Pogoda była świetna, jak na luty. Umówiliśmy się na plaży o 12:00. Rozeszliśmy się do domów. Wzięłam szybki prysznic i poszłam się przebrać. Założyłam jasne jeansy i białą bokserkę, a na to jeansową koszulę.
Oczywiście po mnie wszedł pan "idealne włosy".
- Zaaaayn!!! Rusz te dupsko! - krzyknęłam.
Otworzył drzwi od łazienki i pokazując na włosy powiedział:
- Taka... fryzura nie zrobi się sama.
- W wodzie twoje włosy będą wyglądały jak wstajesz rano. No chodź. - wywróciłam oczami i pociągnęłam go na dół.
Równo o 12:00 byliśmy na miejscu. Zaczęliśmy spacerować po plaży. Chłopcy byli troszeczkę w tyle.
- Tak dziewczyny! Genialnie! - krzyczał Harry z aparatem w ręku.
- Harry? - zaczęłam.
- Tak?
- Co ty robisz?
- Kanapkę kurwa! Odkryłem swoją pasję. To fotografia. A teraz już mi się ustawiać na sesję.
Jak powiedział, tak zrobiłyśmy. Potem dołączyli do nas pozostali. Wymienialiśmy się aparatem, by każdy był chociaż na jednym zdjęciu. Kiedy wróciliśmy na ręczniki, moją uwagę przykuła para dorosłych ludzi, którzy nie spuszczali z nas oczu. Potrząsnęłam głową.
- Savannah! No chodź! - powiedziała Eleanor i wyciągnęła do mnie rękę. Złapałam ją za dłoń i stanęłyśmy we trzy.
- A w ogóle, co robimy? - spytałam zdezorientowana.
- Wrzucamy chłopaków do wody.
- A... okey! Z wielką chęcią! - zaśmiałam się.
Podbiegłyśmy do chłopców i każdego po kolei wepchnęłyśmy do wody, a my oczywiście za nimi. Śmiechów i zabaw nie było końca. Zabraliśmy swoje mokre, zimne dupska koło 17:00. Pożegnaliśmy się i rozeszliśmy się do domów. Czułam, że ktoś za nami idzie. Odwróciłam się i zobaczyłam tą dwójkę, która się tak przyglądała na plaży.
- Zayn. Możemy przyspieszyć? - spytałam prawie, że szepcząc.
- Tak, ale czemu?
- Obejrzyj się za siebie.
- Dwójka ludzi. No co?
- Wydają mi się podejrzani. Proszę, przyspieszmy.
Zniknęliśmy im za zakrętem i zaczęliśmy biec. Dotarliśmy do domu, gdzie zastaliśmy ojca Zayna i jego siostry. Wow! Nareszcie.
- Cześć dzieci. - powiedział, jakbyśmy mieli 11 lat.
- Witamy! Co się stało, że jesteś w domu? - powiedział Zayn.
Zaśmiał się tylko.
- Siadajcie. Kolacja zaraz.
Aż się otworzyłam buzię ze zadziwienia. Pan Malik... ojciec Zayna przygotował kolację i na dodatek zje ją z nami.
- To zaszczyt, że w końcu zjemy z tobą. - zaśmiałam się, a wszyscy poszli w moje ślady. Z tatą Zayna byłam na "ty". Odkąd pamiętam miałam z tym człowiekiem dobre kontakty.
Zasiedliśmy do stołu w radosnym gronie opowiadając jak minął każdemu dzień.
Nie zdziwiłam się, kiedy starszy Malik wyszedł zaraz po kolacji. Wraz z Doniyą posprzątałyśmy po kolacji, po czym wszyscy zasiedliśmy przed telewizorem oglądając filmy. Nie zorientowaliśmy się nawet, kiedy wszyscy pospaliśmy na kanapie...
_________________________________________________
Jak wam mijają Walentynki? Szczerze? Nienawidzę tego
święta. -,-" W każdym bądź razie jest rozdział 2 i postaram się
jutro coś dodać. ;)
wtorek, 12 lutego 2013
1.
Siedziałam na murku, przyglądając się moim przyjaciołom. Eleanor zaciągała się spokojnie. Harry patrzył na nią z pożądaniem. Nie dziwię się mu. El to naprawdę śliczna dziewczyna.
Jej długie włosy opadające na chude ramiona, zgrabne nogi zwisające swobodnie z murku i ta jej śliczna buźka. Kobieta idealna. Bynajmniej z wyglądu. Nasza zakochana para, Louis i Perrie co chwilę obdarzali się czułymi pocałunkami. Zayn poszedł po towar, a Nialla i Liama natomiast dzisiaj jeszcze nie widziałam. Nagle ktoś szturchnął mnie, a ja przestraszona spadłam na ziemię. Odwróciłam się i zobaczyłam roześmiane twarze Nialla i Liama.
- Idioci! - krzyknęłam ze śmiechem.
- Mamy piwo!
- Kochani idioci! - dodałam i szybko wskoczyłam na murek po butelkę. Reszta również poszła w moje ślady.
Otworzyłam ją i wzięłam łyk płynu. W tym czasie przyszedł Zayn i także wziął butelkę. Usiedliśmy w kółku, a ponieważ był piątek, co tydzień, w piątek wybieraliśmy klub, w którym poszalejemy w dany piątek. Dzisiaj przypadała kolej Eleanor.
- Słyszałam, że otworzyli nowy klub. Nazywa się Marquee. Jedyny problem to ten, że jest na Manhattanie. - powiedziała brunetka.
- O dojazd się nie martwcie. - zapewniał nas Malik.
- A jak wrócimy? Będziemy schlani w cztery dupy. - powiedziałam.
- To może noc w hotelu? - powiedział Niall pokazując nam telefon.
Wszyscy się zgodzili na taki plan. Spojrzałam na zegarek. 16:00.
- Dobra ludzie, zwijajmy się. Spotkamy się w porcie o 20:00. - powiedziałam i wraz z Zaynem odeszliśmy od grupy wtuleni w siebie. Weszliśmy do domu. Oczywiście ojca Zayna nie było, a jego siostry wybyły. Poszłam na górę, a za mną Malik. Weszłam do łazienki. Jak miałam już zamykać drzwi, znikąd pojawił się Zayn.
- Tak sama? Nie boisz się? - spytał ze swoim uśmieszkiem.
- Hahaha, o Zayn w twoich snach kotku. - odpowiedziałam i zamknęłam drzwi. Przekręciłam zamek i napuściłam sobie wody do wanny. Zdjęłam z siebie ubrania i weszłam do wody. Usłyszałam głos Zayna:
- Savannah! Szybciej! Ja muszę skorzystać!
- To lej w gacie! - krzyknęłam.
Nie dostałam odpowiedzi. Nagle do łazienki wparował mulat. Głośno krzyknęłam i zasłoniłam się pianą.
- Piana zniknie. - uśmiechnął się szyderczo.
- Primo, zamknij drzwi, bo przeciąg. Secondo, to zrobię sobie nową!
- Rozśmieszasz mnie mała.
- Nie jestem mała!
- Owszem, jesteś. - podszedł do mnie i szepnął mi do ucha, a mnie przeszedł miły dreszcz.
Złapał mnie za podbródek i czule pocałował. Złapałam za jego koszulkę, nie przestając go całować, pociągnęłam go prosto do wody.
- Nie daruję ci tego! - powiedział, a ja go pocałowałam.
- Wybaczam, kotku. - szybko zmienił zdanie i złożył pocałunek na moich ustach. Pogłębiał go z każdym ruchem. Chwilę przerwał nam dźwięk telefonu. Zayn, cały mokry poszedł odebrać, a ja skorzystałam z okazji umyłam się szybko i wyszłam już w ręczniku. Stanęłam przed szafą. Otworzyłam ją i spadła na mnie sterta ciuchów, i moich... i Zayna. Mulat wszedł do pokoju i od razu wybuchł głośnym śmiechem.
- O hej majtkowomen. Widziałaś moją dziewczynę?
- He... he... he bardzo śmieszne! Będziesz coś chciał. Też się będę nabijać z ciebie. - powiedziałam.
- Już tak nie wygrażaj, bo pójdziesz siedzieć. - zaśmiał się.
Wywróciłam teatralnie oczami. W końcu po godzinie wybierania ubrana:
Wyszłam do łazienki po kosmetyczkę i zobaczyłam Malika z maszynką do golenia w ręce. Podeszłam cichutko do niego... no dobra... przez buty, może nie tak cichutko, w każdym bądź razie szepnęłam:
- Nie próbuj. Lubię ten zarost.
- Nie będziesz zazdrosna? Wiesz jak działam na kobiety, kiedy mam zarost.
- No normalnie z ciebie bóg seksu jak ze mnie chłopak.
- Kto wie? - poruszył śmiesznie brwiami.
- Hahaha... czyli... jesteś gejem?
Zastanowił się chwilę.
- Dobra... wygrałaś. - poddał się.
- Ha! - krzyknęłam, wzięłam kosmetyczkę i wyszłam.
Zrobiłam sobie makijaż i byłam gotowa. Dobiegła mnie woń męskich perfum.
Zaczęłam wdychać zapach. Uwielbiałam go.
- Tylko mnie nie wciągnij. - zaśmiał się Zayn, stojący w drzwiach.
- Hahaha... ciebie? Z wielką chęcią. - podeszłam i cmoknęłam go w usta zostawiając ślad szminki.
- Gotowa?
- Tak. - wziął mnie pod rękę i wyszliśmy z domu. Roześmiani dotarliśmy na miejsce.
- Hahah... kochani. Ja wiem, że pokusa jest duża, ale poczekajcie, aż będziemy na miejscu. - powiedział równie roześmiany Louis.
- Wiesz... od kokainy wolę Zayna. - zaśmiałam się i wtuliłam się w chłopaka.
- Patrzcie! Akurat statek na Manhattan. - powiedziała Pezz.
No to szybko! - odezwał się Niall i wszyscy weszliśmy na statek jako pasażerowie "na gapę". Po tym krótkim rejsie szybko wybiegliśmy ze statku. Widzieliśmy tylko jak jakiś członek załogi za nami biegnie, lecz byliśmy za daleko już, więc odpuścił. Roześmiani wzięliśmy taksówkę, a Eleanor dała adres klubu. 5-10 minut drogi i staliśmy przed klubem tętniący życiem...
_________________________________________________
Okey. Myślę, że nie jest tragicznie. :) Jutro rozdziału nie dodam,
ponieważ idę z przyjaciółką na łyżwy, więc następny rozdział
będzie w czwartek. :D
Jej długie włosy opadające na chude ramiona, zgrabne nogi zwisające swobodnie z murku i ta jej śliczna buźka. Kobieta idealna. Bynajmniej z wyglądu. Nasza zakochana para, Louis i Perrie co chwilę obdarzali się czułymi pocałunkami. Zayn poszedł po towar, a Nialla i Liama natomiast dzisiaj jeszcze nie widziałam. Nagle ktoś szturchnął mnie, a ja przestraszona spadłam na ziemię. Odwróciłam się i zobaczyłam roześmiane twarze Nialla i Liama.
- Idioci! - krzyknęłam ze śmiechem.
- Mamy piwo!
- Kochani idioci! - dodałam i szybko wskoczyłam na murek po butelkę. Reszta również poszła w moje ślady.
Otworzyłam ją i wzięłam łyk płynu. W tym czasie przyszedł Zayn i także wziął butelkę. Usiedliśmy w kółku, a ponieważ był piątek, co tydzień, w piątek wybieraliśmy klub, w którym poszalejemy w dany piątek. Dzisiaj przypadała kolej Eleanor.
- Słyszałam, że otworzyli nowy klub. Nazywa się Marquee. Jedyny problem to ten, że jest na Manhattanie. - powiedziała brunetka.
- O dojazd się nie martwcie. - zapewniał nas Malik.
- A jak wrócimy? Będziemy schlani w cztery dupy. - powiedziałam.
- To może noc w hotelu? - powiedział Niall pokazując nam telefon.
Wszyscy się zgodzili na taki plan. Spojrzałam na zegarek. 16:00.
- Dobra ludzie, zwijajmy się. Spotkamy się w porcie o 20:00. - powiedziałam i wraz z Zaynem odeszliśmy od grupy wtuleni w siebie. Weszliśmy do domu. Oczywiście ojca Zayna nie było, a jego siostry wybyły. Poszłam na górę, a za mną Malik. Weszłam do łazienki. Jak miałam już zamykać drzwi, znikąd pojawił się Zayn.
- Tak sama? Nie boisz się? - spytał ze swoim uśmieszkiem.
- Hahaha, o Zayn w twoich snach kotku. - odpowiedziałam i zamknęłam drzwi. Przekręciłam zamek i napuściłam sobie wody do wanny. Zdjęłam z siebie ubrania i weszłam do wody. Usłyszałam głos Zayna:
- Savannah! Szybciej! Ja muszę skorzystać!
- To lej w gacie! - krzyknęłam.
Nie dostałam odpowiedzi. Nagle do łazienki wparował mulat. Głośno krzyknęłam i zasłoniłam się pianą.
- Piana zniknie. - uśmiechnął się szyderczo.
- Primo, zamknij drzwi, bo przeciąg. Secondo, to zrobię sobie nową!
- Rozśmieszasz mnie mała.
- Nie jestem mała!
- Owszem, jesteś. - podszedł do mnie i szepnął mi do ucha, a mnie przeszedł miły dreszcz.
Złapał mnie za podbródek i czule pocałował. Złapałam za jego koszulkę, nie przestając go całować, pociągnęłam go prosto do wody.
- Nie daruję ci tego! - powiedział, a ja go pocałowałam.
- Wybaczam, kotku. - szybko zmienił zdanie i złożył pocałunek na moich ustach. Pogłębiał go z każdym ruchem. Chwilę przerwał nam dźwięk telefonu. Zayn, cały mokry poszedł odebrać, a ja skorzystałam z okazji umyłam się szybko i wyszłam już w ręczniku. Stanęłam przed szafą. Otworzyłam ją i spadła na mnie sterta ciuchów, i moich... i Zayna. Mulat wszedł do pokoju i od razu wybuchł głośnym śmiechem.
- O hej majtkowomen. Widziałaś moją dziewczynę?
- He... he... he bardzo śmieszne! Będziesz coś chciał. Też się będę nabijać z ciebie. - powiedziałam.
- Już tak nie wygrażaj, bo pójdziesz siedzieć. - zaśmiał się.
Wywróciłam teatralnie oczami. W końcu po godzinie wybierania ubrana:
- Nie próbuj. Lubię ten zarost.
- Nie będziesz zazdrosna? Wiesz jak działam na kobiety, kiedy mam zarost.
- No normalnie z ciebie bóg seksu jak ze mnie chłopak.
- Kto wie? - poruszył śmiesznie brwiami.
- Hahaha... czyli... jesteś gejem?
Zastanowił się chwilę.
- Dobra... wygrałaś. - poddał się.
- Ha! - krzyknęłam, wzięłam kosmetyczkę i wyszłam.
Zrobiłam sobie makijaż i byłam gotowa. Dobiegła mnie woń męskich perfum.
Zaczęłam wdychać zapach. Uwielbiałam go.
- Tylko mnie nie wciągnij. - zaśmiał się Zayn, stojący w drzwiach.
- Hahaha... ciebie? Z wielką chęcią. - podeszłam i cmoknęłam go w usta zostawiając ślad szminki.
- Gotowa?
- Tak. - wziął mnie pod rękę i wyszliśmy z domu. Roześmiani dotarliśmy na miejsce.
- Hahah... kochani. Ja wiem, że pokusa jest duża, ale poczekajcie, aż będziemy na miejscu. - powiedział równie roześmiany Louis.
- Wiesz... od kokainy wolę Zayna. - zaśmiałam się i wtuliłam się w chłopaka.
- Patrzcie! Akurat statek na Manhattan. - powiedziała Pezz.
No to szybko! - odezwał się Niall i wszyscy weszliśmy na statek jako pasażerowie "na gapę". Po tym krótkim rejsie szybko wybiegliśmy ze statku. Widzieliśmy tylko jak jakiś członek załogi za nami biegnie, lecz byliśmy za daleko już, więc odpuścił. Roześmiani wzięliśmy taksówkę, a Eleanor dała adres klubu. 5-10 minut drogi i staliśmy przed klubem tętniący życiem...
_________________________________________________
Okey. Myślę, że nie jest tragicznie. :) Jutro rozdziału nie dodam,
ponieważ idę z przyjaciółką na łyżwy, więc następny rozdział
będzie w czwartek. :D
Prolog
"Jak to się zaczęło - czyli historia z życia wzięta..."
"Siedziałam właśnie w aucie. Był 21 lipiec. Jechaliśmy do babci. Nagle gwałtownie zahamowaliśmy. Mama wysiadła z auta i powiedziała:
- Poczekasz tu chwilę? Ja z tatą zaraz wrócimy. Kocham cię. - przytuliła mnie jakbyśmy już nigdy się nie zobaczyły.
- Dobrze. Ja ciebie też.
Patrzyłam na oddalające się sylwetki rodziców.
Usiadłam na trawie. Wsłuchałam się w wiatr. Kiedy rodzice po dłuższym czasie nie wracali, zaczęłam się niepokoić. Spędziłam noc w aucie, po czym wzięłam swoją walizkę i ruszyłam w nieznanym mi kierunku. W końcu dotarłam do pewnego miasta. Spojrzałam na tabliczkę:
- Nowy Jork. - przeczytałam. Poszłam dalej. Dotarłam do portu, gdzie jako pasażer "na gapę" przepłynełam do Brooklyn. Znalazłam najbliższego Starbucksa. Weszłam do środka. Każde oczy skierowały się na mnie, siedmioletnią dziewczynkę w brudnych ciuchach z walizką w ręce. Przeszukałam wszystkie kieszenie, by znaleźć pieniądze. Z małej kieszonki wyjęłam 100 dolarów. Pewnie mama, włożyła je, kiedy mnie przytulała na szosie. Wtedy zdałam sobie sprawę, że oni mnie porzucili. Łzy cisnęły mi się do oczu, jednak je powstrzymałam i zamówiłam ciastko czekoladowe i usiadłam przy stoliku. Po konsumpcji wyszłam z kawiarni i poszłam szukać jakiegoś odludzia. W końcu weszłam w ciasną uliczkę i schowałam się pod murkiem. Ułożyłam koc i usiadłam na nim po turecku, rozmyślając, co ze sobą zrobić. Z moich przemyśleń wyrwał mnie pewien głos.
- Ludzie! Tu jest dziewczynka. - powiedział.
Wszyscy zebrali się wokół mnie. Czułam się osaczona. Wyszłam z cienia. Stanęłam przed nimi. Pięć chłopców i dwie dziewczynki, tyle się naliczyłam. Nie wiedziałam co mam zrobić, panowała niezręczna cisza.
- Idźcie. Ja zaraz do was dołączę, tam gdzie zawsze. - powiedział mulat i pokazał im znak. Pokazał im złączone palce, przyłożone do ust. Tamci odeszli. Usiadł na ziemi i pokazał miejsce naprzeciw jego.
- Jak masz na imię? - spytał.
- Savannah. A ty?
- A ja Zayn. Ile masz lat?
- 7.
- Ja też. Gdzie są twoi rodzice?
- Sama nie wiem.
- Jak to?
No i się stało. Opowiedziałam mu wszystko co zdarzyło się w ciągu tych koszmarnych, dwóch dni. Potem on opowiedział mi o tym, że wychowuje się bez matki, a jego ojciec jest dilerem. Zaproponował mi schron u niego. Zgodziłam się. Potem zaprowadził mnie do ich "bazy". Przedstawił mnie swojej paczce i poprowadził mnie, gdzieś, gdzie mogłam usiąść. Byłam lekko zdezorientowana. Siedziałam pomiędzy... em... chyba Louisa i Perrie. Przez chwilę panowała głucha cisza, lecz nagle brunetka, tak, Eleanor zaczęła opowiadać o sobie. I Louis, Niall, Harry, Liam i Perrie, aż w końcu ja. Od tamtego wieczora jestem z nimi nie rozłączna..."
"Kartka z pamiętnika: 21.07.2000r."
Bohaterowie
Savannah Monroe
Ma 19 lat. W wieku 7 lat rodzice zostawili ją. Teraz mieszka z Zaynem, który mając tyle samo lat, kiedy porzucono dziewczynę zaproponował jej schronienie u niego. Pije, pali i ćpa. Obecnie spotyka się z mulatem.
Perrie Edwards
Dziewiętnastolatka. Blondynka. Z pozoru niewinna dziewczyna, jednak w środku ma swoje problemy. Nałogowo pali i pije. Nie liczy się z nikim, prócz swoich przyjaciół. Jednakże jest energiczna i pełna życia. Dziewczyna Louisa.
Eleanor Calder
Ma 20 lat. Nie spotyka się z nikim. Nałogowo ćpa i kradnie. Dusza towarzystwa. Umie rozkręcić każdą imprezę.
Zayn Malik
Ma 19 lat. Wychowywał się bez matki. Syn jednego z największych dilerów w USA. Spotyka się z Savannah. Ćpun, palacz, pijak poziom hard. Typowy bad-boy, jednakże ma szacunek do kobiet.
Louis Tomlinson
20 lat. Spotyka się z Perrie. Pije, pali. Najśmieszniejszy z grupy. Dostawał to co chce, lecz nigdy nie zaznał prawdziwej miłości ze strony rodziców. Najlepszy przyjaciel Savannah.
Harry Styles
18 lat. Wychowywał się bez ojca. Nigdy go nie poznał. Żył w kłamstwie. Uzależniony od seksu. Od pewnego czasu zakochany w Eleanor.
Niall Horan
19 lat. Jak na razie nie spotyka się z nikim. Pali, pije i ćpa. Nie był akceptowany w swojej grupie rówieśniczej, dopóki nie spotkał swoich prawdziwych przyjaciół.
Liam Payne
19 lat. Singiel. Jako jedyny nie popadł jeszcze w żaden nałóg. Romantyczny i ten odpowiedzialny.
Subskrybuj:
Posty (Atom)